niedziela, 4 marca 2018

Tak to się zaczęło | Gwiazdy i ja 1

Sobotni ranek. Przed dziesiątą. I po co ja tak wcześnie wstałam?! Teraz mi się nieziemsko nudzi. Wciąż odczuwam zmęczenie po wczorajszej morderczej „wycieczce rowerowej”. Darujcie, wypad na rower, jak to ktoś mądrze określił, nie powinien trwać pół dnia, ani mieć czterdziestu kilometrów długości. To lekka przesada. Ale przyznam się szczerze: było naprawdę fajnie. Wróciłam padnięta, ale szczęśliwa. A teraz nie mogę się ruszać. Piekielne zakwasy paraliżują mnie przy każdym ruchu i w dodatku jestem niewyspana. Po gwizdek tak wcześnie wstawałam?!

Tak więc w tym fatalnym dniu zostałam sama w domu. Tata – zacięty geolog amator – pojechał pogrzebać w ziemi na jakieś wykopaliska, a mama była w pracy. Tym to dobrze. Przynajmniej ruszać się mogą. Siedziałam przed telewizorem oglądając jakąś beznadziejną telenowelę z gatunku tasiemców wenezuelskich i wcinałam płatki kukurydziane (staram się zwalczyć nadwagę), gdy zadzwonił domofon. Jęknęłam. Teraz muszę wstać. Zebrałam się w sobie i pokonałam odległość dzielącą salon i przedpokój. Podniosłam słuchawkę. Usłyszałam charczenie. Świetnie. Teraz muszę wyjść na dwór. Domofon znów się popsuł. Już mniej obolała w miarę szybko pokonałam schody i podbiegłam do bramy.
-Tak?- zapytałam wychylając głowę między szczeblami.
Przed bramką stał wielki facet w ciemnych okularach. Za nim stała limuzyna.
-Dżiemdobri.- powiedział łamaną polszczyzną. –Mozie pani na chwile wyjszć?
Nie byłam pewna. Z jednej stron zainteresowała mnie limuzyna, a z drugiej… nie czarujmy się. Nie ma nic dziwnego w baniu się wielkiego faceta w ciemnych okularach. Ciekawość jednak zwyciężyła.
-Jasne. – rzuciłam w wyszłam przed bramę.
Z limuzyny wysiadł szofer i otworzył mi drzwi.
Nie błam do końca pewna, czy powinnam wchodzić. Słyszałam wiele opowieści o porywaczach… Ale zobaczę limuzynę! Będę w niej siedzieć! Dziewczyny padną z zazdrości!
Wnętrze było luksusowe. Panował półmrok. Po drugiej stronie zobaczyłam trzy postacie, które (cóż za zaskoczenie) miały na nosach czarne okulary. Czy oni przez nie w ogóle coś widzieli? – przemknęło mi przez głowę.
Kiedy moje oczy przyzwyczaiły się do półmroku zobaczyłam więcej szczegółów twarzy owych tajemniczych postaci. Wydały mi się one nagle dziwnie znajome…
-Jeśtem Sam.- powiedziała jedna z nich. – A to reśta grupy: Jason i Gerry.
-Wy jesteście…! To wy! Ale numer!- pisnęłam. Przede mną siedział mój ulubiony zespół. The Qix. Od miesiąca byłam ich fanką (jak na mnie to dużo, uwierzcie), zwłaszcza Sama, w którym kochały się wszystkie dziewczyny ze szkoły. Kiedy pierwszy szok opadł, przypomniałam sobie, że jeszcze się nie czesałam, a ponadto mam na sobie stare, wypłowiałe rybaczki i poplamioną farbą koszulkę. Super. Najważniejszy dzień mojego życia, a ja tak wyglądam!
-Kamila.- przedstawiłam się, już prawie spokojna.
-Czi moźlibyśmi pszienocować w twoim domu? Nie chcemy ścziągać na siebie uwagi w hotelu. Wiesś ci fani…
Musiałam się nad tym zastanowić. Rodziców nie ma. To pewien problem. Może gdybym zadzwoniła… Tak, to genialny plan! Mama na pewno się zgodzi! I przekona tatę! Mamy parzcież na piętrze dwa wolne łóżka… Tylko jedna noc… Zgodzą się.
-Muszę zapytać rodziców. Zaraz wam odpowiem.- rzuciłam i otworzyłam drzwi. Już miałam wstać, gdy…
-Aaaaau!- zawyłam. Zakwasy. Opadłam ponownie na fotel. Mój pies, słysząc mój jęk odpowiedział „Aauuuuuuuuuuu!”, a ja, chcąc ocalić twarz i uniknąć ponownej próby wyjścia z auta, powiedziałam:
-Jasne, możecie.
Chłopcy uśmiechnęli się do mnie i powiedzieli szoferowi, żeby otworzył bramę. Wjechali na moje podwórko. Wysiadłam z limuzyny, aby wpuścić ich do domu. Tym razem nawet udało mi się wstać. W myślach kombinowałam jak by tu usunąć wszystkie ich plakaty z pokoju. Przecież nie mogą mnie uznać za maniakalną fankę, (choć w gruncie rzeczy nią byłam) i pojechać sobie! Gdy opuściłam samochód usłyszałam, jak jeden z chłopców mówił do innych: Dziwni ludzie z tych Polaków…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
synestezja
panda graphics